Ja? A jednak zapytałeś a jednak...
A ja chcicałabym więcej ptaków
Więcej gwiazd błysków obłoków

wtorek, 1 marca 2011

Maraton bezsenności

Co do licha się znów ze mną dzieje?! To już 4.00 nad ranem a ja dalej bez sekundy snu! Jakieś dzikie nieujarzmione żądze mną władają. Głowa nabrzmiała od literackich, zgłodniałych jednego uczucia westchnień: „Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy”. Nawet sam Mickiewicz nie wierzył w to, co pisał. Nie spłodziłby tylu erotyków, niewierny! Ale co go skłoniło, by kobietę zaraz diabelską istotą nazywać? (Ach ta Maryla, mądra kobieta! Miała rację!)
Noc odstępuje, widać szare mury miasta…a ja nadal tkwię w zgubnej próżni zbójeckich uniesień, w zawiesinie bezczasu. Skaczę po słowach na nowo rozpalając ogień ich idei. Z tych morderczych wyznań nic nie wynika. Siedzę na łóżku wtulona w koc, piję gorącą herbatę, rozmieniam się na dobre…

Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną,
Powiem ci: śmierć i miłość-obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej-modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje”.
Lechoń

niedziela, 27 lutego 2011

Dwie teorie bytu

Środek nocy- magiczny czas dla pióra i myśli. Sztuka jednego aktora. Tkwiąca w poetyckim uniesieniu, nagle chwila, dwie, sprowadziły mnie boleśnie na ziemię.
- Kto dzwoni o 1.30 w nocy? – zaintrygowana chwytam komórkę. Słyszę głos zapłakanej przyjaciółki.
- Kochana, co się dzieje?! Opowiadaj natychmiast – z ogromnym przejęciem orzekłam.
Nastał czas zwierzeń, wspierających słów, bezmiaru dręczących pytań, bezlogiki działań, bezcelu rozważań, bezruchu czasu. Są momenty, w których umysł jest całkiem bezradny a racje serca, mimo wszystko, mają najwięcej do powiedzenia. Naiwne!
Niewątpliwie, mężczyźni i kobiety to dwa różne byty.

sobota, 26 lutego 2011

Most

Nigdy wcześniej cisza tak nie bolała. Stałam na drewnianym moście, wklejona w niekończącą się przestrzeń zielonej od zarośli wody. Malowałam pędzlem emocje, impresjonistyczne wahnięcia przeradzały się w tętniący od wrażeń ekspresjonizm. Każda chwila uniesień potrząsała o nutę subiektywności. Każda nieodgadniona w swym źródle. Każda niepowtarzalna. Nagle przeszywający ból wypełnił mi usta. Strach otworzył oczy. Wrzuciłam barwną paletę swego wnętrza w otchłań wody. Podobno woda zmywa ból. Podobno. Wciąż tak samo się czułam. Zapragnęłam inności, już nie tyle różnorodności, co inności. Inności przesiąkniętej obcym na wskroś. Zapragnęłam śmierci. Świadomych chwil umierania i narodzin, które niczego nie pamiętają.  
Wróciłam na swój suchy ląd, by zacząć obrzęd, swój danse macabre. Mojemu korowodowi przewodniczyły chwile oczekiwań, uwagi, pamięci, połączone spoiwem tak mosiężnym, że żadna bez drugiej nie chciała zaistnieć. Umierałam powoli. Czułam na sobie spojrzenia tajemnej duszy, serca zawsze wyprzedzającego rozum o tysiące mil, ciszy. Ciszy pełnej rozdźwięku i sprzężeń. A potem już tylko czas i ciemność.

Narodziny

Czuję się jakbym rozpoczynała na nowo dziką podróż. Jakbym przemierzała odrzutowcem niekończącą się przestrzeń niebieskiego widnokręgu. Badając plastyczność mego pióra, wiem, że dawniej musiałam pisać- jedyny pewny czynnik przeszłości oddziaływujący na rozsmakowywaną teraźniejszość.  Doznania nieznanego lub doznania utraconego są nieziemsko wstrząsające, niebezpiecznie pochłaniające, kusząco zdradliwe.
Znałam nazwy przedmiotów otaczających mnie z każdej strony, znałam wygląd potraw i wiedziałam jak powinny smakować, choć tak naprawdę jak smakują poznaję teraz. Teraz prawdziwie dostrzegam i prawdziwie czuję. Znałam wiersze poetów i mądrości filozofów, lecz dopiero teraz rozumiem sens ich idei. Zmysły świeżo otwarte pochłaniają wszystkie elementy na nowo rozpalając ich pierwotne znaczenie i właściwości. Jestem tu i teraz. Mam swoje miejsce, czuję się dobrze i bezpiecznie. Czuje się wolna.

Dopiero teraz patrzę jak wstaje nowy dzień.
Witam go rozpościerając swe skrzydła.      

piątek, 25 lutego 2011

Przystań

Brzask wyspanego słońca wyrwał mnie ze snu pieszczotliwie leniwymi promieniami. Poczułam się jak Róża, chcąc rzec:" Ach dopiero się obudziłam, jestem jeszcze taka nieuczesana". Mimowolnie wpychana w rzeczywistość po marzeniach sennych wstałam, by ogarnąć swą planetę. I zapragnęłam…dzikich plaż, bursztynów, mew, niekończącej się przestrzeni lazurowej wody. W zawiesinie bezczynności tkwiłam jedynie sekundę.
Arcymistrzostwo mego chaotycznego życia daje mi niezmierzoną głębię radości. Minimalizm podręcznych rzeczy i fascynacja każdą zrodzoną ideą od lat się nie zmienia, jedynie obrasta w potęgę.
Skąpana w otwartej przestrzeni, uspokojona dotykającą mnie ze wszech stron ciszą, obłapiana muśnięciami ciepłego wiatru, otworzyłam zardzewiałą furtkę do ogrodu kwitnących marzeń, do krainy odwiecznych niespełnień, do mojej intymnej tęsknotolandii. Zastygłam tam. Czas ziewał minuty. Ujrzałam siebie, stałam nad grobem pochowanych nadziei, pogrzebał je strach. Emocje przegrały ze strachem.
Z dramatyzmu pejzażu wyrwał mnie głos. Głos tak pewny, waleczny, podrywający do odzyskania niepodległości spod władz wszechpotężnego lęku przed niepowodzeniem. Podniosłam się z koca migoczących od słońca ziaren piasku. Poczułam, że dobiłam do swego brzegu. Powróciłam tam z trudem, odnalazłam się. Usłyszałam ten szept…  błagający, kuszący, znajomy…tak to nareszcie ja!
Ujrzałam się w lustrze- właśnie taką siebie uwielbiam!




„Serce obawia się cierpień [...] Powiedz mu, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie. I że żadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia...”
Paulo Coelho